Ciężka fotografia

0
1126

Roland Wirtz traktuje fotografię niezwykle poważnie. Dziś, w dobie wszechobecnych cyfrowych fotek, aparatów w telefonach, tabletach, laptopach, wśród możliwości robienia zdjęć nieustannie, wszystkiemu i wszystkim, jego postawa wydaje się anachroniczna – i w tym właśnie anachronizmie pociągająca. Zamiast robić wysmakowane i modne zdjęcia – jak wielu artystów korzystających z fotografii jako medium artystycznego – Wirtz przeprowadza eksperyment, chce przywrócić fotografii jej początkowe znaczenie, nadać jej malarskie właściwości, praktykować jedną z technik szlachetnych. Wystawa „Immediatus”, pokazywana w krakowskim Bunkrze Sztuki to doskonały dowód, że powaga twórcy nie musi od razu powodować nudy u odbiorcy. Zgromadzone na trzech piętrach budynku fotografie i instalacje można traktować nie jako wystawę na konkretny temat, a raczej wypowiedź o fotografii jako medium i sposobie dokumentacji.

 

Roland Wirtz, immediatus, fot. Studio FilmLove

 

Dziś, mówiąc o fotografii, często zapominamy o jej czysto materialnej stronie – o odbitce, negatywie i ich historii. Ponieważ nasze zdjęcia najczęściej są szeregami zer i jedynek, a nie papierowymi ulotkami, często zapomina się o tym, że nie zawsze fotografia była tożsama z możliwością wielokrotnej reprodukcji obrazu. Dziedzina o stosunkowo krótkiej historii (nie obchodziła jeszcze nawet dwusetnych urodzin) ma do zaoferowania o wiele więcej niż programy w aparatach cyfrowych oznaczone serduszkiem. To szereg różniących się między sobą procesów chemicznych, niektóre z nich umożliwiały wykonanie odbitek, inne pozwalały tylko na jednorazowy „rysunek światłem”. Nośnikami fotografii, poza oczywistymi papierowymi ulotkami były przez ostatnie  dwieście lat klisze, szklane płyty czy wreszcie sam papier. Artystom współczesnym zdarza się sięgać po historyczne techniki fotograficzne, nie tylko w poszukiwaniu konkretnych efektów wizualnych, ale także w akcie sprzeciwu wobec niekończących się ułatwieniom w tej dziedzinie. Oczywiście nie ma niczego złego w możliwości wyraźnego złapania chwili, zrobienia zdjęcia każdemu obiadowi i każdej dziwnej minie – oddala to jednak fotografię od namysłu, który pozwala jej stać się sztuką. Medium przyjmowane bezrefleksyjnie, takie które wydaje się twórcy przezroczyste w gruncie rzeczy zaciemnia obraz sytuacji.

 

Roland Wirtz, immediatus, fot. Studio FilmLove

 

Dla Rolanda Wirtza kwestia wybranego medium (bezpośredniego naświetlania ogromnych arkuszy światłoczułego papieru) pozostaje istotna. Każda z jego prac jest niepowtarzalna, a on stara się ten fakt uwypuklić choćby poprzez dobór tematyki – jak w wypadku w serii „Kairos”. Zdjęcia wchodzące w skład tego cyklu są wykonane budynkom na chwilę przed zniszczeniem. Są więc nie tylko niepowtarzalne, ale i nie do powtórzenia, ponieważ przedstawione na nich obiekty niedługo po wykonaniu dokumentacji, przestają istnieć. Na krakowskiej wystawie pojawia się jeden z wyburzanych budynków Stoczni Gdańskiej, berlińskie lotnisko Tempelhof w ostatnim dniu działania i ostatnia, jeszcze niezburzona, klatka schodowa Palast der Republik, poenerdowskiej  konstrukcji z azbestowymi elementami. Pamiątki po pewnej epoce, materialne świadectwa swoich czasów, znikają pod naciskami deweloperów, ze względu na rosnącą nieużyteczność czy rozwój nowych technologii i popularyzację nowych, bardziej wydajnych materiałów. Wirtz, swoją anachroniczną techniką, stara się uchwycić momenty przed destrukcją. Decyzja o  wykorzystaniu naświetlania wiąże się z przywróceniem takiej dokumentacji powagi – to nie obrazy, które połączone z szeregiem innych mają zalać świadomość współczesnego widza, użytkownika kultury. Technologiczne ograniczenia zmuszają też fotografa do zmiany podejścia – nie podejmuje on niekończących się prób, ale jedną, której efekt będzie znaczący i ostateczny, nie ulegnie cyfrowym czy analogowym retuszom.

 

Roland Wirtz, immediatus, fot. Studio FilmLove

 

Vilèm Flusser, niemiecki filozof czeskiego pochodzenia, jeden z najciekawszych teoretyków fotografii, mówił o niej jako o produkcji, dystrybucji i recepcji obrazów. Produkcja, pierwsze z wymienionych przez niego zadań była możliwa dzięki istnieniu aparatu fotograficznego – i chociaż nawet laikowi wydaje się to logiczne, to w systemie filozoficznym Flussera nie tylko fotograf korzysta z aparatu, ale także aparat korzysta z fotografa. Skrzynka do robienia zdjęć jest bowiem zaprogramowana przez swoich konstruktorów – z jednej strony ułatwiają one robienie „dobrych”  zdjęć, z drugiej – ograniczają możliwości fotografa. I dlatego, zdaniem filozofa, fotografem nie nazywamy każdego użytkownika aparatu, a takiego, który zdaje sobie sprawę z działania programów i ograniczenia stara się twórczo wykorzystać. W takim ujęciu postawa Wirtza wydaje się jeszcze bardziej interesująca – ten pochodzący z Kolonii fotograf w większości wypadków sam buduje swoje aparaty, starając się zdefiniować ich możliwości również na poziomie konstrukcyjnym.

Dzięki temu fotografie wykonywane przez Wirtza przypominają w większym stopniu malarstwo niż powszechną dziś fotografię cyfrową. Choćby dlatego, że są dostępne tylko w jednym egzemplarzu, a nie w dowolnej ilości kopii. Roland Wirtz nie musi sygnować odbitek – ponieważ nie tworzy klisz, a każde zdjęcie jest jedynym egzemplarzem pracy. Zdjęcia, które zobaczyć możemy na krakowskiej wystawie, zostały wykonane metodą naświetlania bezpośredniego w konstruowanych przez artystę wielkoformatowych aparatach. Największe z nich to bez wątpienia specjalnie przygotowane samochody, których Wirtz używa to wykonywania zdjęć z pasa ziemi niczyjej, między byłymi  terenami NRD i RFN. Dzięki wykorzystaniu wszystkich czterech ścian furgonetki, widz zyskuje dostęp do obu stron Todesstreifen, czyli niemiecko-niemieckiej granicy. Artysta stara się stworzyć własny program do zapisu obrazów. I chociaż wielkoformatowe zdjęcia wydają się prostymi odwzorowaniami zastanej przez Wirtza sytuacji, dosłownym zapisem konkretnej sytuacji.

 

Roland Wirtz, immediatus, fot. Studio FilmLove

 

Natura fotografii i jej stosunek do rzeczywistości pozostawały jednym z zasadniczych problemów dla teoretyków fotografii – jedni widzieli w niej właśnie bezpośrednią reprezentację rzeczywistości, inni starali się udowodnić, że obraz jest zawsze konstrukcją, podlegającą manipulacji ze strony wykonawcy i kolejnych użytkowników. Wirtz pozornie tworzy zdjęcia będące  zapisem pewnego, historycznego dla widzów, momentu. Z drugiej strony to właśnie wybrana przez niego technika naświetlania wskazuje na problemy z odpowiedzią na pytanie: co to znaczy, że coś było? Szczególnie wyraźnie widać to na fotografiach z meczów Schalke 04 Gelsenkirchen. Naświetlane przez cały czas trwania meczu fotografie pokazują boisko, kamerzystę i publiczność. Cel tych spotkań – czyli dwudziestu dwóch zawodników biegających za piłką, pozostaje niewidoczny. Przemieszczają się za szybko, żeby kamera mogła ich przypisać jakiemuś konkretnemu miejscu, nawet wynik meczu jest niewyraźny. Gdyby w ostatniej minucie któraś z drużyn strzeliła gola, wynik na fotografii pozostałby niezmieniony, jakby dopiero dłuższy czas trwania naprawdę pozwalał go zaliczyć. To nieoczekiwany efekt dla nas, widzów przywykłych do niezwykle dokładnych zdjęć sportowej radości, filmów pokazujących je z wszystkich stron. Takie reporterskie ujęcie korzysta jednak z aparatu jako udoskonalonego programu, o niezwykle krótkim czasie naświetlania. Wirtz z kolei wyolbrzymia defekt fotografii, wskazuje na jej niejasne związki z czasem. Właśnie dlatego fotografia jest w jego wypadku medium artystycznym, stosowanym świadomie, związanym z teoretyczną refleksją.

 

Roland Wirtz, immediatus, fot. Studio FilmLove

 

Nieco inaczej niż w opisanych powyżej pracach można to zauważyć w „Jawieniu”, zaprezentowanym na piętrze Bunkra Sztuki. Tu większość pracy z fotografią nie jest aż tak ściśle jak w wypadku „Kairosu” czy „90 minut” związana z technologią, a raczej z konceptualną zabawą medium. Pozostaje jednak ten sam, co w wypadku zdjęć meczu, niespodziewany charakter obrazu. Realizacja „Jawienia” rozpoczęła się wiele lat temu, kiedy artysta zaczął naświetlać widok z okien swojej berlińskiej pracowni – niezwykle charakterystyczny, z wieżą telewizyjną na Alexanderplatz. Specjalny aparat, zamontowany w ramie okiennej, pozwalał mu ujmować różne pory dnia i różne sytuacje. Podczas pracy nad wystawą w Bunkrze Sztuki Roland Wirtz zainteresował się historią samego budynku – dowiedział się wtedy, że na pierwszym piętrze w oryginalnym projekcie Krystyny Tołłoczko-Różyckiej znajdował się szereg okien. Kontynuując pracę nad „Jawieniem” Witrz wrócił do metafory fotografii jako okna na świat. Za pomocą zainstalowanych na zewnątrz kamer, artysta odtworzył widok z okien Bunkra Sztuki, wyświetlając je na ściany sali. Dzięki transmisji w czasie rzeczywistym praca ta pokazuje widzom dokładnie to, co jest na zewnątrz. Jednocześnie sala, dzięki projekcjom, rozjaśnia się, jakby wpuszczono do niej światło. Fotografia, czyli „rysunek światłem” zyskuje swoje dosłowne znaczenie.

 

Roland Wirtz, immediatus, fot. Studio FilmLove

 

 

Roland Wirtz, immediatus

Wystawa otwarta w dniach: 22 marca – 3 maja 2015
Kurator: Krzysztof Siatka
Kuratorka programu towarzyszącego: Anna Lebensztejn
Galeria Bunkier Sztuki, pl. Szczepański 3a, 31-011 Kraków

 

 

 

Dodaj odpowiedź