Dubbing w Polsce, czyli dlaczego Will Smith nie mówi polskim głosem?

0
4521

W dziedzinie tłumaczeń audiowizualnych można wyróżnić trzy główne sposoby adaptacji obcojęzycznych produkcji na potrzeby rodzimego rynku. Dla każdego Polaka, który choć raz w życiu oglądał telewizję, najbardziej rozpoznawalnym stylem tłumaczenia jest wersja lektorska lub tak zwany voice-over. Lektor, bo niemalże w każdym wypadku jest to mężczyzna, towarzyszy polskim widzom niezależnie od gatunku emitowanego filmu czy wieku i płci aktorów, których głosy słychać w tle. Ten rozdźwięk pomiędzy głosem oryginału a głosem tłumaczenia nie jest niczym niezwykłym w telewizji, ale byłby nie do pomyślenia w produkcjach emitowanych w kinie, gdzie dominują napisy i dubbing. Subtitling, czy też wersja z napisami, to najczęściej używana technika tłumaczenia filmów pojawiających się na wielkim ekranie. Napisy nie tylko pozwalają na szybsze przygotowanie tłumaczenia filmu, ale też umożliwiają widzom dostęp do oryginalnej ścieżki dialogowej. Popularność napisów sprawiła, że dubbingowi została jedynie wyspecjalizowana rola tłumaczenia filmów animowanych i programów skierowanych do młodszego odbiorcy.

Tak sytuacja przedstawia się w Polsce, ale należy pamiętać, że w krajach zachodnich jest zupełnie inaczej. Voice-over zazwyczaj jest traktowany przez badaczy przekładu jako monstrum, które nie zasługuje na miejsce pośród porządnych obywateli audiowizualnego świata. W artykułach i książkach dotyczących tłumaczeń wersja lektorska często jest pomijana lub klasyfikowana jako podgatunek dubbingu, a voice-over pojawia się w zachodniej telewizji wyłącznie w tłumaczeniach programów dokumentalnych, gdzie dubbing zaburzyłby wiarygodność emisji. Wobec tego nasuwa się oczywiste pytanie: skąd ta różnica w popularności technik tłumaczenia? Najczęściej podawanym powodem są kwestie finansowe. Dubbing wymaga nie tylko dobrej jakości tłumaczenia, ale też aktorów, którzy podłożą swe głosy pod odpowiednie postaci, i zespołu specjalistów pracujących nad ścieżką dźwiękową. Wersja lektorska czytana jest przez tylko jedną osobę i to w czasie o wiele krótszym niż ten potrzebny na zdubbingowanie filmu, a czytaniem napisów zajmują się sami widzowie.

 

"Toy Story", reż. John Lasseter
„Toy Story”, reż. John Lasseter

 

Jak Europa importowała dubbing

Oczywiście, nie można podważyć tego, że dubbing jest bardziej kosztowny od napisów i lektora, ale gdy przyjrzeć się faktom, łatwo można zauważyć, że zrzucenie całej winy na kwestie finansowe jest dość naiwne. Poza państwami uznawanymi za fortece dubbingu, jak Włochy i Niemcy, ten styl tłumaczenia pojawia się też często w krajach takich jak Czechy, Węgry czy nawet Bułgaria. Z kolei kraje skandynawskie korzystają prawie wyłącznie z napisów, mimo że bez przeszkód mogłyby sobie pozwolić na dubbing. Skąd wzięła się popularność lektora w Polsce, trudno stwierdzić. Są różne teorie tłumaczące ten stan rzeczy. Często mówi się, że wersja lektorska trafiła do Polski przez wpływy rosyjskie, ale nie jest to jedyna możliwość. Według jednej z teorii, lektora można powiązać z narratorami z czasów niemego kina, którzy objaśniali fabułę filmu i czytali, a nawet tłumaczyli plansze tekstowe dla niepiśmiennych widzów. Jeszcze inna teoria głosi, że pierwsze filmy emitowane w polskiej telewizji zawierały napisy, ale małe ekrany telewizorów sprawiały, że te napisy były nieczytelne i potrzebny był ktoś, kto by przeczytał je na głos. Tak czy inaczej, kraje zdominowane przez dubbing wciąż używają dubbingu, a tam, gdzie przez lata rządziła wersja lektorska, trudno będzie o zmianę. Wszystko sprowadza się do jednego słowa: tradycja. A tradycja dubbingu sięga czasów pierwszych filmów dźwiękowych.

Pod koniec lat 20. ubiegłego wieku Hollywood musiało rozwiązać problem, z którym wcześniej nikt nie miał do czynienia. Popularność filmów dźwiękowych, szczególnie za sprawą sukcesu, jaki odniósł Śpiewak jazzbandu w reżyserii Alana Croslanda z 1927 roku, skłoniła producentów z największych wytwórni filmowych do prób przeniesienia najnowszych filmów na rynki europejskie. Bariera językowa, którą dotąd można było przekroczyć za pomocą tłumaczenia plansz tekstowych, wymusiła na branży filmowej bardziej drastyczne rozwiązania. Podjęto się pierwszych prób dubbingowania filmów, ale niska jakość synchronizacji głosów i ruchów ust oraz problemy techniczne uniemożliwiły wykorzystanie dubbingu na szerszą skalę. Producenci uznali, że najlepszym sposobem obniżenia kosztów stworzenia wersji obcojęzycznej jest nagranie całego filmu w kilku wersjach językowych. W 1929 roku wytwórnia Paramount otworzyła nawet wyspecjalizowane studio w Joinville pod Paryżem, gdzie w parę lat wyprodukowano kilkaset filmów w czternastu językach. Mimo to, wbrew oczekiwaniom producentów, wersje wielojęzykowe okazały się zbyt kosztowne, a widzowie woleli oglądać znane gwiazdy w ich oryginalnych rolach. Wraz z rozwojem technologii na początku lat 30. do łask wróciły wersje dubbingowane i z napisami.

Do dziś z dubbingiem najbardziej kojarzone są Francja, Włochy, Niemcy i Hiszpania. Te cztery kraje czasem określa się jako grupę FIGS (France, Italy, Germany, Spain), której korzenie sięgają początków europejskiego dubbingu. We Francji pozycja dubbingu wynikła ze starań o zachowanie pozycji języka francuskiego jako lingua franca i troski o jego nienaruszalność w obliczu wpływów amerykańskich. W tym celu studio w Joinville zostało odpowiednio przysposobione i stało się centrum francuskiego dubbingu. W pozostałych trzech państwach sytuacja wyglądała całkiem inaczej. Włochy, Niemcy i Hiszpania znajdowały się pod władaniem faszystowskich reżimów, które borykały się z bojkotami na tle kulturowym. Dyktatorzy rządzący tymi krajami byli świadomi tego, jak ważny jest język dla utrzymania jedności i autonomii narodowej. Szczególnie istotne było to we Włoszech, podzielonych przez różne dialekty. W rezultacie import filmów był kontrolowany przez rząd, a dubbing stał się koniecznością. To z kolei położyło podwaliny pod dzisiejszą dominację dubbingu w Europie Zachodniej.

 

"Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków", reż. David Hand
„Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków”, reż. David Hand

Shrek a sprawa polska

Mogłoby się wydawać, że dubbing zawędrował do Polski niedawno, ale historia polskiego dubbingu jest znacznie dłuższa. Już w latach 30. tłumaczeniu dubbingowemu poddano wiele filmów, choć żaden nie stał się tak rozpoznawalny jak Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków w reżyserii Davida Handa z 1937 roku. Następne dziesięciolecie nie przyniosło szczęścia polskiemu dubbingowi. Przemysł kinowy nie należał do najbardziej popularnych dziedzin rozrywki, a II wojna światowa całkowicie zatrzymała rozwój polskich tłumaczeń. Dopiero w 1949 roku otworzono wydział dubbingu w Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi. W roku 1955 prace nad dubbingiem zostały przeniesione do warszawskiego Studia Opracowań Dialogowych, a zdubbingowane filmy zaczęły częściej pojawiać się w telewizji. Najbardziej wpływową reżyser dubbingu tych czasów była Zofia Dybowska-Aleksandrowicz. Wśród filmów, nad którymi pracowała, znalazły się między innymi Alicja w krainie czarów (reż. Clyde Geronimi i Wilfred Jackson, 1951) i Anatomia morderstwa (reż. Otto Preminger, 1959). Również dzięki niej powstała polska szkoła dubbingu, która kładła nacisk na wierność tłumaczenia i wymagała od aktorów nienagannej dykcji. W latach 80. dubbing stracił na znaczeniu, by powrócić ze zdwojoną siłą w XXI wieku, wraz ze wzrostem popularności filmów animowanych komputerowo.

Jeśli uwzględnimy fakt, że w ostatnich latach dubbing jest wykorzystywany prawie wyłącznie w tłumaczeniu produkcji skierowanych do dzieci i młodzieży, popularność Królewny Śnieżki mogła zwiastować nierozerwalny związek dubbingu z animacją. Filmy Disneya jak Aladyn (reż. Ron Clements i John Musker, 1992) czy Pocahontas (reż. Eric Goldberg i Mike Gabriel, 1995), które dobrze zna większość urodzonych przed rokiem 1990, z pewnością przyczyniły się do przyzwyczajenia Polaków do połączenia tych technik. Są dwa powody, dla których dubbing, a nie napisy czy lektor, zajął tę niszową pozycję. Dubbing ma ważną przewagę nad napisami – trafia do każdego. Napisy, z oczywistych względów, uniemożliwiają dzieciom, które nie potrafią czytać lub czytają wolno, zrozumienie programu. Lektor działa podobnie, ale jedną z głównych cech dubbingu jest stworzenie iluzji, jakoby dany film wyprodukowany został w języku tłumaczenia. Dorośli widzowie nie dadzą się tak łatwo oszukać, ale w przypadku dzieci zachowanie tego złudzenia jest możliwe, a nawet pożądane.

To wyjaśnia, dlaczego dubbing znalazł zastosowanie w filmach animowanych tradycyjnie oraz produkcjach aktorskich skierowanych do młodszego odbiorcy, a stąd tylko krok do filmów CGI. Computer-generated imagery, czy też technika animacji komputerowej, ma niebotyczne znaczenie dla synchronizacji głosu i dubbingu w ogóle. W odróżnieniu od tradycyjnej animacji, gdzie synchronizować można było co najwyżej tak zwane „kłapy”, animacja komputerowa sprawia, że ruch ust jest bardziej naturalny i precyzyjny, a twarze postaci zawierają więcej detali. W Polsce jest ona także po części odpowiedzialna za poprawę statusu dubbingu w oczach dojrzałych widzów. Pierwszy film animacji komputerowej, Toy Story w reżyserii Johna Lassetera z 1995 roku, ucierpiał z powodu przyzwyczajeń polskiego przemysłu dubbingowego do wierności tłumaczenia, cechując się wywołaną przez polską szkołę dubbingu sztywnością dialogów, i nie spowodował większego poruszenia. Prawdziwą zawieruchę wywołał dopiero Shrek (reż. Andrew Adamson i Vicky Jenson) z 2001 roku, w tłumaczeniu Bartosza Wierzbięty i w reżyserii Joanny Wizmur. Jakby nie patrzeć, polski dubbing można podzielić na dwie ery – przed Shrekiem i po Shreku. Dawne wymagania polskiej szkoły dubbingu ustąpiły miejsca swobodzie tłumaczenia oraz adaptacjom kulturowym i językowym nastawionym na wywołanie efektu humorystycznego. Warte zauważenia jest to, że w dubbingu Shreka znajdują się elementy wprowadzone wyłącznie w celu przypodobania się dojrzałym widzom, jak Żwirek i Muchomorek czy stwierdzenie Osła „Latać każdy może”, będące odniesieniem do piosenki Śpiewać każdy może wykonanej przez Jerzego Stuhra w 1977 roku. Wpływ trendów ustanowionych przez Shreka widać w dubbingu większości filmów, które po nim powstały.

 

"Shrek", reż. Andrew Adamson, Vicky Jenson
„Shrek”, reż. Andrew Adamson, Vicky Jenson

 

Postać Osła jest interesująca nie tylko z przekładoznawczego punktu widzenia, ale pokazuje również, jaką przewag filmy CGI mają nad filmami aktorskimi. Jednym z głównych zarzutów z reguły stawianych polskiemu dubbingowi jest niezgodność wyglądu aktora z głosem, którym mówi w wersji polskiej. I znów, po części jest to zasługa tradycji. Polski widz, przyzwyczajony do wersji lektorskiej filmów, jest zaznajomiony z głosami wielkich gwiazd Hollywood. Dubbing eliminuje angielski dialog z tła i przykleja do znanej twarzy obcy głos. Problem potęguje to, że często polskie głosy zdają się dobrane losowo albo ze względu na nazwisko aktora, a nie jego talent jako aktora głosowego. W krajach zachodnich największe sławy Hollywood z reguły mają przypisanego jednego aktora, użyczającego swojego głosu we wszystkich produkcjach, w których występuje dana gwiazda. Sprawę dodatkowo komplikuje różnorodność rasowa obsady filmów amerykańskich. Znalezienie głosu dla Emmy Watson czy Johnny’ego Deppa jest wystarczająco trudnym zadaniem, ale gdyby na ekranie pojawił się aktor pochodzenia afroamerykańskiego albo azjatyckiego i przemówił czystą polszczyzną, widz natychmiast zostałby wyrwany z iluzji kreowanej przez dubbing.

I tu właśnie tkwi potęga animacji, a w szczególności filmów CGI, które nie muszą się borykać z tego typu problemami. Tworząc postać Osła w animowanym Shreku, możemy wszak bezproblemowo zastąpić głos Eddiego Murphy’ego mistrzowskim dubbingiem Jerzego Stuhra bez troski o utratę wiarygodności. Świat kreowany w tego typu filmach jest z natury obcy, ale sztuczność wywołana przez warstwę wizualną pozwala twórcom dubbingu na osiągnięcie zamierzonego efektu spójności. Filmy CGI, po części dlatego, że są traktowane z przymrużeniem oka, stały się też doskonałym polem do rozwoju polskich tłumaczeń audiowizualnych. Dialogi są bardziej swobodne i pomysłowe, a adaptacje kulturowe sprawiają, że filmy wywołują wrażenie swojskości. Bardziej poważne produkcje kinowe prawdopodobnie dalej będą korzystać z napisów jako techniki tłumaczenia uważanej (możliwe, że słusznie) za bardziej wysublimowaną i odpowiednią dla krytycznej widowni. Badania odbioru technik tłumaczenia pokazują, że napisy i dubbing stopniowo zdobywają coraz większe poparcie, szczególnie wśród młodszego pokolenia. Lektor wciąż dominuje, ale nie w takim stopniu jak piętnaście lat temu. Trudno stwierdzić, czy dubbing filmów aktorskich odpokutuje w oczach widzów i kiedykolwiek stanie się preferowanym stylem adaptacji. Prawdopodobnie nie, ale popularność filmów animowanych zdaje się sugerować, że dubbing znalazł sobie stałe miejsce w polskim przemyśle filmowym.

 

 

Dodaj odpowiedź